Amerykanizacja chińskiego kina przyniosła mu kilka korzyści. Ot, choćby logiczniejsze scenariusze czy większe dopracowanie. 'Latające miecze' akurat są filmem czysto chińskim, nieskażonym jankeską dłonią... No i dlatego scenariusz jest tak napieprzony, że po 10 minutach zupełnie dałem sobie spokój z próbami nadążania za akcją i poświęciłem się już tylko biernej akceptacji ekranowych wydarzeń; bohaterowie latają, wywijają mieczami, toporami, sztyletami a dodatkowo stają się bardziej niezniszczalni od Rambo, hojnie wspierani momentami okrutnie niedopracowanymi efektami, a gra aktorska może aż tak drewniana jak dialogi (ale może to wina translacji?) nie jest, jednak daleko jej do wybitności. Kiedy jednak już zupełnie zignoruje się te przypadłości można znaleźć w tym filmie sporo naprawdę smacznych rzeczy, zwłaszcza, że jak efekty jednak chwilami dopracowane były, to do granic możliwości, wypieszczone w każdym calu, wraz z niesamowicie efektowną sceną walki w trąbie powietrznej, poza tym nie brakuje tu tej bardzo charakterystycznej i przyjemnej aury dalekowschodnich filmów. I dlatego pomimo tego, że chyba tylko najwięksi wyjadacze tego typu kina ogarną, o co tu chodzi, film można bez większego bólu obejrzeć.